  | 
Nawigacja | 
  | 
 
 
  | 
Użytkowników Online | 
  | 
 
 
  | 
  Gości Online: 12 
Brak Użytkowników Online 
   Zarejestrowanych Użytkowników: 1 
  Nieaktywowany Użytkownik: 0 
  Najnowszy Użytkownik: @stryker
 | 
  | 
 
  | 
  | 
  | 
 
 
  | 
Losowa Fotka - Unimor | 
  | 
 
 
  | 
Losowa Fotka - Inne | 
  | 
 
 
  | 
Ostatnie Artykuły | 
  | 
 
 
 | 
  | 
Dorobek Zakładu - Kronika wydarzeń | 
  | 
 
 
  | 
Wszelkie wydarzenia minione mają to do siebie, że w miarę upływu czasu zacierają się w naszej pamięci, 
 stają się szare i wyblakłe, matowieją jak gdyby i naturalną koleją rzeczy są zapomniane. W pewnej 
audycji telewizyjnej pokazanozupełnie specjalny rodzaj ludzkiej pamięci. Ten sam człowiek, który w 
 normalnym życiu zapomniał o sprawach najistotniejszych, doskonale ze wszelkimi szczegółami potrafił 
 opisać sytuację przeżytą tylko raz w życiu, w czasie wojny. Recytował z pamięci nazwiska wtedy po raz 
 pierwszy i ostatni usłyszane, znał ustawienie poszczególnych stanowisk, wiedział gdzie rosło jakie 
 drzewo - a wszystko po dwudziestu latach przerwy. Może przesadą byłoby utożsamiać przeżycia wojenne z 
 zakładowymi, ale w obu wypadkach fakty, które dotyczyły nas osobiście w jakichś krytycznych sytuacjach, 
 możemy później dokładnie odtworzyć, ze zdziwieniem stwierdzając, że je tak dobrze pamiętamy. 
 A więc najlepszą kroniką wydarzeń zakładu są nasze wspomnienia i chodzi tylko o to, aby podzielić się nimi.
  
Czasami gdy czas i kieszeń na to pozwala spotykamy się przy różnych okazjach, a kiedy znikną bariery 
 towarzyskich konwenansów i wyczerpią "staropolskie tematy", zaczyna się snuć opowieść pełna prawdziwego 
 życia (bo z życia pochodząca) o tym, co dla nas najistotniejsze, o sprawach miejsca pracy - zakładu, 
 w którym spędzamy połowę swego dnia. Pamięta się wówczas mnóstwo szczegółów zarówno aktualnych jak i 
dawniejszych, umiemy je wzajemnie powiązać w logiczną całość po to tylko, aby utworzyć coś co nazywa się 
 później "wspomnieniem". Skoro kronikę szczegółową zakładu stworzą wspomnienia nas wszystkich, musimy 
 spróbować wobec tego podzielić się z innymi tą częścią, którą można nazwać oficjalną, jako że dotyczy 
 właśnie wszystkich. Rok 1957 - stare mury niedawnych koszar Marynarki Wojennej zaczynają gościć coraz 
 większą grupę ludzi, którzy postanowili tu właśnie zbudować zakład przemysłowy. Obecny budynek nr 1 był 
 w tym czasie biurowcem i halą produkcyjną oraz częściowo magazynem. Wieże na czterech narożach prostokąta 
 fabryki jakby stały na straży dobrych chęci i zapału budowniczych. 
 To był początek. Brak było specjalistów z zakresu telewizji i dlatego pierwszy odbiornik TV przejęto z T-16 
 był to "Belweder".
  
Jako pierwszą produkcję uruchomiono w zakładzie tzw. zespół B-3 (tj. przełącznik kanałów). 
 Był to okres kiedy ludzie zajmujący się uruchomieniem określonej produkcji, musieli każdą sprawę zaczynać 
 od początku. Wytypować maszyny i urządzenia, zainstalować je, uruchomić i nauczyć innych obsługi. 
 Produkowane zespoły B-3 były dostarczane do T-16, a u nas w międzyczasie przygotowywano się do uruchomienia 
 produkcji telewizorów. W roku 1958 po ustawieniu taśmy montażowej a właściwie ułożeniu szyn, po których 
 (przesuwano ręcznie wózki z montowanymi telewizorami)  rozpoczęto produkcję. (2.000 szt. w 1958 r.).
  
 Lokalizacja wydziału montażowego w budynku nr 1 na II p. przetrwała do momentu postawienia budynku nr 6 
gdzie przeniesiono tłocznię z baraku, a narzędziownię i montaż z budynku frontowego (nr 1). Rok 1959 
przynosi uruchomienie produkcji "Neptuna 14", którego potężna czarna skrzynka zwana z powodu swej asymetrii 
 "zezowatą", zawiera owoc pracy rozwijającego się coraz bardziej biura konstrukcyjnego. Produkowane są 
 Neptuny również w innych skrzynkach, które z powodu lakieru młotkowego na powierzchni zwano u nas 
odbiornikami "łazienkowymi", a same skrzynki "miednicówkami".
  
Niełatwo było utrafić w gusty klienta stojącego na rozdrożu między epoką mebli na wysoki połysk a bliżej 
 niesprecyzowaną nowoczesnością. Stąd nie zawsze najszczęśliwsze rozwiązania estetyczne odbiorników, 
 hołdujące ponadto zasadzie ekspozycji obudowy nad ekranem. Mimo tego typu przeszkód, odbiorniki nasze jako 
 najtańsze miały zbyt zapewniony, a w miarę jak ugruntowała się opinia o ich jakości rosło zainteresowanie 
 i zapotrzebowanie klientów. Zamknięto rok 59 wyprodukowaniem 13.243 szt. telewizorów typu "Belweder 14" 
 oraz "Neptun 14". W roku następnym obserwujemy faktyczny przełom w zakresie ilości produkowanych odbiorników.
  
 Wybudowanie nowych taśm montażowych usytuowanych w budynku nr 6 przynosi efekt w postaci 42.575 sztuk 
zmontowanych odbiorników typu "Neptun 14". Załoga osiąga specjalizację, stopniowo rośnie wydajność pracy, 
 biuro konstrukcyjne zaczyna przygotowywać się do uruchomienia pierwszego całkowicie w zakładzie 
 skonstruowanego odbiornika wg najnowszej techniki opartej na tzw. "schematach drukowanych". 
 W wyniku powstaje odbiornik popularny "Pegaz". Zastosowana po raz pierwszy w kraju nowa technika obwodów 
 drukownaych świadczyła o dążeniu do postawienia konstrukcji odbiornika na najlepszym poziomie co przy 
 rozwijającym się dopiero przemyśle elektronicznym było niezmiernie utrudnione.
  
Do produkcji odbiornik "Pegaz" wchodzi w roku 1962, gdzie wykonano go 4.588 szt. obok 101.542 szt. 
 "Neptunów 14". Wkraczamy coraz mocniej na rynek krajowy, robimy coraz więcej, zaczynamy się liczyć. 
 W roku 1963 zostaje przełamana hegemonia innych zakładów w produkcji odbiorników z większym ekranem. 
 Zaczynamy wytwarzać "Neptuny 17". Rynek żąda coraz więcej i w coraz większym zróżnicowaniu asortymentowym. 
Powstaje model odbiornika "Zefir", do dziś wspominany z powodu oryginalnej konstrukcji skrzynki o kształtach 
 opływowo-eliptycznych, nastawionych na wyrafinowany smak odbiorcy. Całkowicie oryginalna konstrukcja tego 
 odbiornika stanowiła dumę naszego biura rozwojowego, gdyż wszystkie zasadnicze zespoły były zaprojektowane 
 na miejscu.
  
Ale już zaczynają wiać nowe wiatry. Przemysł elektroniczny nastawia się na tzw. "unifikację". Korzyści z 
zastosowania wspólnych elementów i zespołów dla wszystkich krajowych odbiorników są tak istotne, że w krótkim 
 czasie zostaje nadany kierunek dalszego rozwoju zakładów oparty o wzajemną współpracę i kooperację. 
 Konstruktorzy traktują to początkowo jako "podcięcie skrzydeł", ale szybko się włączają z pełnym zrozumieniem 
 w podjętą akcję. Jako odbiornik wzorcowy do wprowadzenia unifikacji, zostaje uznany "Koral" produkcji T-16. 
 W oparciu o ten odbiornik powstaje u nas jego mutacja pod nazwą "Zefir". 
"Pegaz" zmienia się po ulepszeniu na "Falę" produkowaną odtąd jako wielokanałowy odbiornik popularny. Nowa moda 
 na schematy drukowane opanowuje w pewnym stopniu odbiorniki konwencjonalne. Nasz Neptun otrzymuje zespół 
pośredniej częstotliwości, oparty na "druku". Z pewną rezerwą traktuje się wiotką płytkę, na której umieszczono 
wszystkie elementy, zgrupowane poprzednio na masywnej blaszanej podstawie. Cienkie listki ścieżek przewodzących, 
 stanowią na płytce drogi kontaktu między oporami i kondensatorami, a pracownicy na taśmie z niedowierzaniem 
 przyglądają się nowemu tworowi - "czy też to wytrzyma".
  
 Wytrzymało - a takie rozwiązania zjednały sobie prawo obywatelstwa i uznanie pracowników. Największe jednak 
 korzyści widoczne się stały, gdy wprowadzono agregat lutowniczy na którym lutowano od razu wszystkie punkty. 
 Przestaliśmy wdychać szkodliwe opary cyny, a nawet ci którzy muszą się nadal posługiwać kolbą, mają znacznie 
 mniej do lutowania. Wyrosły jak na drożdżach budynek nr 4 doprowadza wygląd zewnętrzny zespołu bloków 
 fabrycznych do zwartej całości, otwartej tylko od strony północnej. Nie przez przypadek igła kompasu opinii 
 publicznej zaczyna odtąd stale wskazywać na północ, gdzie mieści się "kuźnia alchemików" - Galwanizernia. 
 Teraz gdy z perspektywy X-lecia patrzymy nadal w tym kierunku znajdujemy najlepsze udokumentowanie na 
 powszechnie znane hasło, że "nie ma nic trwalszego niż prowizorki". Rzeczywiście aż dziw bierze, że sklecony 
 byle jak baraczek podołał tej wielkiej ilości detali jaka przez produkcję (ok. miliona odbiorników) musiała się 
 przez niego przewinąć. Każdy kto przyjdzie na miejsce odkryje natychmiast, że tylko dobra wola i pełna 
poświęcenia praca ludzi tam zatrudnionych utrzymuje ten wydział przy życiu. Żadna fabryka w naszym Zjednoczeniu 
 nie posiada tak nędznej Galwanizerni, a przecież nasze pokrycia cynkowe są o wiele ładniejsze niż gdzie indziej. 
 Wymagania rosną - dochodzi konieczność wykonywania pokryć szlachetnych i estetycznych ale technika stoi a 
 właściwie drepcze w miejscu. Trudno się dziwić - dobre chęci rozbijały się o brak kredytu na postawienie 
 budynku od dawna planowanego na ten cel.
  
Wreszcie rok 1965 - akcja planów alternatywnych jeszcze raz w jaskrawym świetle pokazuje problem wydziału pokryć 
 powierzchniowych. Zaczyna się coś dziać, pusty plac zapełniają robotnicy budowlani i po krótkim czasie widząc 
 wystające z ziemi betonowe pale, zaczynamy być pewni, że wreszcie będzie budynek pod Galwanizernię. Gdy piszemy 
 te słowa gmach wyrósł już do drugiego piętra. Zakończenie budowy wraz z wyposażeniem przewiduje się na rok 
 1968 - oby można było ten termin przyspieszyć. Nadal pozostaje otwarta sprawa lakierni, na usytuowanie której 
 brak w zakładzie miejsca.
  
Wkraczając w rok 1964 już u jego progu zdajemy sobie sprawę, że założony program produkcyjny nie zmieści się na 
 dysponowanej powierzchni. Wszelkie przymiarki ustawienia taśm produkcyjnych nie pasują, trzeba znaleźć inne 
wyjście. Z pomocą przychodzi - racjonalizacja. Złożony w 1963 roku w zakładzie pracowniczy wniosek 
 racjonalizatorski umożliwił konstrukcję specjalnych taśm   montażowych, krótszych o połowę od stosowanych. 
 Wniosek doczekał się opatentowania a zakład przestawił się na produkcję na taśmach tego typu. Również inne 
zakłady przejęły ideę wniosku budując podobne taśmy.
  
Produkujemy w roku 1964 cztery typy odbiorników z których OT "Zefir" jest odbiornikiem najnowocześniejszym 
opartym całkowicie o technikę druku, posiadającym szereg rozwiązań w sposób automatyczny regulujących jego pracę. 
 Po nieudanym pod względem wykonania planu roku 1963 rok 1964 przynosi systematyczną z miesiąca na miesiąc 
poprawę. Linia krzywa obrazująca wykonanie zadań zaczyna nieomylnie celować w plan. 
Zbliża się jubileusz zakładu z powodu wyprodukowania półmilionowego odbiornika. Mała uroczystość zorganizowana 
na miejscu, podziękowania Kierownictwa Zakładu i resortu dla załogi zamykają ten pierwszy niełatwy okres pracy 
 przedsiębiorstwa. Gwoli dokładności kronikarskiej należy wspomnieć, że zbyt mało uwagi poświęca się w zakładzie 
 tego typu uroczystościom. Na przyszłość należałoby życzyć sobie lepszego przygotowania całości w ten sposób aby 
 można ją lepiej zapamiętać i nie traktować później tylko jako epizodu.
  
Lata 1965-66 obrazuje dynamiczny wzrost produkcji podstawowego asortymentu - telewizorów. Zaczynamy doganiać T-16 
 ilością produkcji, a na rynku nasze telewizory uzyskują coraz lepszą markę. 
Chwilową dezorientację opinii publicznej wprowadza przerwanie produkcji "Neptuna", uznanego jako symbol naszych 
 wyrobów. Odbiorniki te giną raptownie ze sklepów i są gwałtownie poszukiwane przez klientów. Okazuje się dopiero 
 wtedy najlepiej, jaki popyt towarzyszył naszej produkcji. Kulejąca reklama zaczyna dopiero stawiać pierwsze 
kroki w kształtowaniu gustów klienta. Zainteresowani zbyt późno dowiadują się, że OT "Zefir" mocno przypominający 
 "Korala", jest produktem naszej fabryki. Nie wszystkim jest wiadome, że między fabrykami telewizyjnymi istnieje 
 podział wg nazw produkowanych telewizorów. I tak T-16 nadaje swoim wyrobom nazwy szlachetnych kamieni, 
 Diora chrzci swoje nazwami związanymi z muzyką a nasz zakład nadaje im imiona związane z tematyką morską.
  
Ambicje zakładu sięgnęły dalej. Postanowiono na Wybrzeżu zorganizować ośrodek przemysłowy z połączonych zakładów 
 T-18, "Mors", T-10 który objął by całość zagadnień związanych z produkcją elektroniki morskiej. Jak dotąd trwają 
 dyskusje i mimo zapewnień władz i udzieleniu poparcia dla tej koncepcji, nie wychodzi ona poza sferę przygotowań, 
 trwających naszym zdaniem zbyt długo. Do zarejestrowania pozostaje produkcja małoseryjna w ramach której 
produkujemy od 1959 r. radiołącza "Korab", anteny do nich, zestawy eksploatacyjno-naprawcze i przystawki do w/w 
 "Korabi". "Korabie" eksportowaliśmy do ZSRR i Węgier jak również znalazły one zastosowanie w kraju, na stacjach 
 nadawczych i przekaźnikowych telewizji.
  
SKORO uporaliśmy się z biedą z dziesięcioleciem od strony dorobku, wypada zająć się tymi, którzy w poszczególnych 
 komórkach organizacyjnych zakładu tworzyli tryby i trybiki bez których machina całości nie mogłaby wogóle ruszyć 
 z miejsca. Pierwszym maszynistą skoro już mowa o machinie był dyr. Olszewski po nim dyr. Waszkiewicz i od roku 
 1964 dyr. Bieliński. U nich to skupiały się wszystkie nitki skomplikowanego organizmu fabryki. Rządy sprawowali 
 poprzez dyrektorów branżowych jak dyr.  Kujalnik, Klimczak, Kasprzewski, Łacwik, Rzadkowolski, Raczyński. 
 Odeszli z zakładu dyr.  Klimczak, Kasprzewski i Kujalnik. Pierwszym "personalnikiem" był u nas ob. Ostrowski a 
 obecnie ob. Śledziewski popularny "Zbyszek" z nieodłączną fajką w zębach. Pewno przez tę faję wszystkim szczurom 
 lądowym wydaje się on "wilkiem morskim" ale "nie taki wilk straszny jak go malują".
  
 Dział Kadr zresztą rozrósł się o sprawy szkolenia zawodowego i ob. Gwoździewicza którego potężna staropolska 
postura, wąs i krzaczasta brew budzi lęk i szacunek potencjalnych "naukowców". Szybko jednak lody zostają 
przełamane a "Zagłoba" jak może - podnosi innym kwalifikacje.
  
Zbiornikiem pompy jaką jest produkcja są magazyny zapełniane przez dział AZK. Sztab generalny tego działu składa 
 się z ob. Roga jako szefa oraz zastępców ob. ob. Tchórzewskiego i Kubowicza. Ostatnio mają zakupić dla swoich 
 branżystów materace dmuchane wydawane na wyjazdy służbowe wraz z przykazaniem "śpij u kooperanta ale nie 
wyjeżdżaj bez materiałów". Też metoda, chociaż "Miecio" z zaopatrzenia zna i inne sposoby, ale już na własnym 
podwórku. Polega to na tym aby nie mając materiału udowodnić, że jest go pełno, co z resztą nieraz mu się udaje. 
 Podopieczni i kontrahenci spłodzili na własny użytek jednostkę sprytu zwaną "jednym Peichertem". Jak dotąd coraz 
 większej liczbie osób w zakładzie udaje się osiągnąć temperaturę załatwianych spraw na poziomie 0,9 tej jednostki.
  
MÓZGIEM zakładu jest dział Konstrukcji. O ich osiągnięciach mówiliśmy już poprzednio. Nieraz gdy staje przed nimi 
 zadanie zrobienia niezawodnego odbiornika z zawodnych elementów przydał by się kamień filozoficzny lub inna 
czarodziejska różdżka. Nie tracą jednak nadziei, a nawet ktoś przyniósł wiadomość że zamówione w ubiegłym 
dziesięcioleciu przyrządy pomiarowe i elementy zostaną w następnym dziesięcioleciu z pewnością zrealizowane. 
 Skonsolidowany skład biura zostaje trochę zburzony przez odejście w roku 1964 inż. Walawskiego który zdradził nas 
 dla stolicy i T-16. Następnie odchodzi z zakładu inż. Majchrzak konstruktor wielu rozwiązań odbiorników. Powiało 
 pesimizmem, ale już zaczynają się rodzić nowe pomysły, praca zaczyna wracać w utarte koryto. "Wysokogórskie" 
 położenie biura na ostatnim piętrze budynku zmusza do spojrzenia na cały zakład z perspektywy jego przyszłości i 
 nadania kierunku jego rozwojowi. Następne dziesięciolecie pokaże jak podołano temu zadaniu.
  
KUŹNIĄ przetwarzającą myśl konstrukcyjną tak aby stała się wykonalna jest technologia. Innymi słowy trzeba 
sprzedać w gotowej formie do produkcji, przepis na wysmażenie wyrobu. Jak w każdym handlu i tutaj gra sporą rolę 
 jakość tego przepisu. W targu między kupującym i sprzedającym wygrywa jednak ten, kto lepiej przedstawia swoje 
racje i zdarza się że trzeba zjeść potrawę niedogotowaną. Technologia ma szczęście do ludzi elokwentnych. 
Poprzedni Główny Technolog inż. D. Rytel potrafił z ludźmi rozmawiać. Do dziś pamiętają go narzędziowcy, a jego 
 podejścia do ślusarzy per "złota rączka" umożliwiło zgromadzenie na miejscu co lepszych majstrów z okolicy.
  
Obecnie rządy sprawuje inż. Z. Jarmakowski - człowiek encyklopedia złego i dobrego w naszej firmie. 
 Niewielu jest w zakładzie, którzy obok umiejętności technicznych posiadali by zdolność przekonywania 
 innych w sposób humanistyczny. Te cechy sprawiają, że szef działu jest rozrywany. Narady, komisje, ekspertyzy, 
 twórcze pomysły, to tylko mały zakres działalności tego uniwersalnego człowieka. Jeżeli wolno nam kronikarzom 
 zwrócić przy okazji uwagę na niebezpieczeństwo grożące technokratom to przypomnijmy historyczną definicję 
 genialnego kpiarza Bernarda Shawa, że "specjalista jest to człowiek, który wie coraz więcej o coraz węższej 
 dziedzinie życia tak, że w konsekwencji wie wszystko o niczym". A więc jak najwięcej uniwersalistów w naszym 
 zakładzie.
  
Wszelkie szanse i bilanse skupione są w księgowości. Z tamtąd dowiadujemy się w przeliczeniu na brzęczącą 
 monetę o zyskach i stratach, wzlotach i upadkach zakładowych. Czasem okazuje się, że upadek był wzlotem lub 
 odwrotnie, ale to rodzynki w tym cieście tkwią Gł. Księgowy mgr Barzdo, dwóch inspektorów Kontroli Wewnętrznej, 
 radca prawny i szef od inwentaryzacji. Feminizacja działu powoduje, że gwoli kompromisu i zgody wprowadzono 
 maszyny liczące. Ostatnio chciano jednej obciąć premię, gdyż w zaplanowanych kosztach na braki wyliczyła same 
 zyski. Zależność od księgowości jest wprost proporcjonalna do wysokości stołka, dlatego co poniektórzy kierownicy 
 mają zamiar zamówić abonament w kwiaciarni i na każdy bukiecik załatwionych spraw kłaść wiązankę (kwiecia).
  
PRZECHODNI pokój ob. J. Szarańca Głównego Ekonomisty i I sekretarza KZ PZPR jest nomen omen rzeczywiście 
 przechodni dla wszystkich spraw związanych z zakładem. Tutaj najlepiej wiadomo co można i za ile. Cienko 
śpiewają kierownicy działów i wydziałów potraktowani liczbami i etatami które z wrodzonym sobie wdziękiem i 
uśmiechem rozdziela na miejscu Basia Woźniak. W łonie Działu Ekonomicznego istnieje jeszcze komórka organizacji 
 której wodzuje inż. H. Paczka, kopalnia pomysłów, temperamentu i inicjatywy. Tego jak się uprze nic nie złamie, 
 ale to i dobrze bo pokażcie nam kogoś kto bez uporu potrafi coś zdziałać.
  
Kontrola Techniczna. Ci mają zawsze rację i lepiej z nimi nie zadzierać. Na szczęście inż. M. Waliszewski 
 patron i pryncypał swoich podopiecznych niechętnie używa "racji z definicji". Nic dziwnego, dzierżone od 10 lat 
 berło rządów nauczyło go właściwej drogi postępowania ze współpracownikami. Takt i dyplomacja, bez tego nie 
 uchowa się żaden kontroler. Ostatecznie można każdemu powiedzieć że sknocił robotę, ale warto przy tym zachować 
 zgodę. W takim działaniu szefowie kontroli osiągnęli absolutne mistrzostwo, gorzej może z podopiecznymi.
  
PEŁNĄ gotowość techniczą maszyn i urządzeń utrzymuje Główny Mechanik inż. H. Dzięgielewski. Do jego uszu 
 docierają zarówno zgrzyty taśm montażowych jak i siorbanie wody z kranu. Do większych sukcesów zaliczamy 
 wyrwanie korka z instalacji cieplnej dzięki czemu powiało u nas cieplejszym powietrzem. Korek siedział mocno 
 bo wyciągano go parę lat ale grunt, że go wreszcie wyciągnięto. Ob. Marian Grądzki brygadzista w tym dziale 
 poradzi sobie z każdą maszyną. Zawsze pogodny i uśmiechnięty stanowi uosobienie dobrych tradycji 
rzemieślniczych, a długoletnia praktyka przydaje się przy szkoleniu młodego narybku. Inny pracownik tego działu 
 ob. Tadeusz Korzeniowski wszędzie musi zajrzeć, wszystkiego dopilnować. To, że nie może usiedzieć na miejscu 
 wychodzi na dobre wszelkim urządzeniom mechanicznym pracującym w różnych działach zakładu. 
Formy, sztance i przeróżne narzędzia wytwarza się w narzędziowni. Tutaj to już nie zwykle klepanie młotkiem ale 
 "wyższa szkoła jazdy" jest niezbędna dla każdego majstra. No bo spróbujcie zrobić coś takiego aby za jednym 
 klapnięciem wyskakiwał kawałek metalu fikuśnie powyginany i najważniejsze do czegoś pasujący.
  
"Wielcy wtajemniczeni mówili nam, że sami często się dziwią, jak pod zręcznymi palcami rzemieślników ubiera 
 się w treść, produkt narysowany na papierze, o którym dokładnie nie wiadomo czy da się wykonać w założonej 
 formie. Tylko ob. Edward Skiba z TT nie ma takich kompleksów. Czasem gdy dla żartu ktoś chce mu udowodnić, 
 że narysowany stempel nie wyjdzie, Edzio łapie materiał i szlifuje (bywa że z palcem) tak długo aż pognębi 
niedowiarka. No, ale On przedtem wykonał sam wiele  wykrojników. Jeżeli chcesz ułatwić robotę sobie lub innym 
 a przyjdzie Ci do głowy dobry pomysł, pędź jak w dym do ob. J. Króla, zawiadowcy od tych spraw tzn. wynalazków 
 i racjonalizacji. Ten przyjmie Cię z honorami, posadzi na krześle, potraktuje dla wyprostowania paragrafem i 
 odtąd możesz przedstawiać swoje "perpetum mobile". "Jego Wysokość Król Jan I" jak nazywają tego dostojnika 
łatwo znajdzie z Wami wspólny język. Ani się obejrzysz, jak poczujesz się pełnej krwi racjonalizatorem a Twój 
 pomysł stanie się zbawienny dla zakładu. Ale teraz zaczyna się "droga przez mękę". - Zbieranie opinii i 
obliczanie efektów. Ile czasu na to potrzeba każdy wie, ale najlepiej ob. Król, który doprosić się nie może o 
 przyśpieszenie wydania decyzji u poszczególnych kierowników. Mieszek nagród jest szczelnie zasznurowany i 
 wielu rąk potrzeba, aby rozplątać jego gordyjski węzeł.
  
Miesięcznik "Wynalazczość i Racjonalizacja" posiadający szerszy dostęp do opinii publicznej ukuł hasło 
 jako obraz przeszkód oczekujących wynalazcę pt. "Bodajś został racjonalizatorem..." 
Wbrew wszelkim poglądom nasi racjonalizatorzy posiadają zręczne palce i nie lękają się rozplątywania gąszczu 
 paragrafów. W efekcie - przedstawione na końcu kroniki sukcesy ruchu racjonalizatorskiego w naszym zakładzie. 
 Na chleb powszedni dla wszystkich bezpośrednio zarabia produkcja. Nie znaczy to, że mogłaby ona działać bez 
tych, którzy w gotowej formie opracowują przepisy na wykonanie zadań. Jedni bez drugich nie mogli by istnieć 
 to fakt oczywisty. Prawdziwą szkołę życia można zdobyć jednak tylko w produkcji. Nie bez kozery mówi się, 
 że nie ma pracownika czy kierownika który nie zetknął się na gorąco z wykonawstwem. Mieszanina typów i 
 charakterów ludzkich, najrozmaitszych przyzwyczajeń i mentalności wszystkich to trzeba zegrać aby tworzyło 
 jedną całość. Wszystko zależy od ludzi. Ten powszechnie znany fakt umożliwa pracę kolektywu który zdaje sobie 
 sprawę, że jeden bez drugiego stanie bezsilny i nie popchnie sprawy ani na milimetr.
  
Jak ważną jest w tym układzie znajomość wzajemnych zalet wad i przywar mieliśmy możność przekonać się przy 
 różnych reorganizacjach. Pracujący ze sobą od dawna ludzi musieli przejść do innych brygad i wtedy okazywało 
 się jak mocno byli przywiązani nie tylko do konkretnego miejsca pracy a nawet do twarzy ich otaczających. 
 Używane argumenty przy tworzeniu nowych brygad, wykraczały poza sprawy administracyjne. Brano pod lupę 
 każdego, staranno się przewidzieć jak będzie postępował w nowej sytuacji, jak na nią zareaguje i czy będzie 
 zadowolony z propozycji. Sprawy te nie zawsze są widoczne dla niezainteresowanego obserwatora któremu wydaje 
 się, że jeżeli plan wychodzi to znaczy, że nie ma żadnych zgrzytów i wszystko "samo leci". Na całe szczęście 
 tego typu teorie są na wymarciu.
  
 Najnowocześniejsza literatura zbyt mocno podkreśla wagę zżycia się z ludźmi, wzajemnych powiązań i całego 
 szeregu czynników z pogranicza socjologii i psychologii aby mógł ostać się pogląd o którym mówiliśmy wyżej. 
 Zresztą po co szukać w literaturze, tych spraw nie trzeba tłumaczyć ludziom, to się wie, to się czuje a 
 jeżeli nie, człowiek staje się samotny jak palec i odosobniony.
  
Nasza produkcja zorganizowana była w ubiegłym dziesięcioleciu w cztery wydziały. Dwa z nich typu 
 montażowego oraz tłocznia i galwanizernia. Wodzem całości jest szef produkcji a każdy z wydziałów jest 
 sterowany przez swego kierownika. Pierwszym szefem produkcji był mgr inż. Cz. Łacwik. On to stworzył od 
 strony produkcji podwaliny organizacyjne i personalne rozwijającego się zakładu. Wspominamy Go, jako 
człowieka ze znakomitym "nosem" do spraw, które w tamtym okresie musiały być brane na wyczucie, a podejmowane 
 ryzyko było współmierne do trudności jakie napotykał cały raczkujący przemysł elektroniczny. 
Po przejściu inż. Łac-wika na stanowisko dyr. technicznego rządy obejmuje inż. J. Wynimko. Niezwykłe 
opanowanie i głęboka wiedza pozwoliły mu zostawić po sobie wspomnienia jednego z mądrzejszych ludzi w zakładzie. 
 Odszedł z produkcji ze względu na stan zdrowia i wszystkich niedowiarków odnośnie niełatwego charakteru tej 
 pracy odsyłamy do niego na krótką rozmowę.
  
Od roku 1963 szefem jest inż. A. Gajda. Pracując od początku istnienia zakładu w produkcji, najpierw jako 
 kierownik wydziału, wiele spraw zna "od kuchni". Nie należy do gadułów  i bardziej liczy na sukcesy w robocie 
 niż na "sprzedawanie" trudności ku zmartwieniu innych. Podwładnym wydaje się czasem szorstki ale w 
bezpośredniej rozmowie widać, że to pozory. Jako kierownik wydziału najdłużej pracuje inż. J. Krupa. Ten ma 
 końskie zdrowie, chyba w wyniku znakomitych sukcesów sportowych jakie osiąga w drużynie siatkówki. Ale nie 
to jest jego najistotniejszą cechą charakterystyczną. Spróbujcie kiedy posłuchać jak rozmawia z ludźmi. Nigdy 
 nie wygłasza żadnych przemówień, a komuś nie "z branży" wydadzą się zupełnienie zrozumiałe pozornie oderwane 
 od siebie słowa, jakimi obdziela swoich podopiecznych obchodząc halę. Na szczęście ludzie Go rozumieją i to 
 zadzierżgnęło nić porozumienia między załogą i "swoim" kierownikiem jak jest nazywany.
  
 Nie przez przypadek załoga zatrudniona na tym wydziale osiągała sukcesy we współzawodnictwie i uważana jest 
 za trzon załogi produkcyjnej. Na drugim wydziale montażowym zebrała się największa grupa najdłużej 
pracujących w zakładzie. Kierownikami tego wydziału kolejno byli inż. inż. Czyrek, Lipiński, Formajster, 
 Gajda, Gronet. W roku 1966 kierownikiem zostaje wychowanek zakładu mgr inż. E. Marcinkowski. Pracując w 
zakładzie i studiując zdobywa dyplom i odtąd dzięki swej pracowitości stale awansuje zostając kierownikiem 
 wydziału. Przynosi ze sobą świeży powiew młodzieńczej odwagi i bezkompromisowości w załatwianiu wielu zleżałych 
 spraw. Znakomity kpiarski dowcip i doskonała znajomość zagadnień technicznych torują mu drogę wśród 
zrutynizowania w załatwianiu spraw. Wydział zaczyna oddychać. Widzi, że ma opiekę i że postulowane przez załogę 
 tematy nie są odfajkowane, lecz ich pryncypał znajduje odpowiedzialnych i zmusza do załatwienia postulatów. 
 Załoga zaczyna mu pomagać. Plany produkcyjne wychodzą rytmicznie (csus OT. Alga). Rywalizacja między dwoma 
wydziałami montażowymi zaczyna przynosić owoce w postaci zrównania poziomów. To bezspornie uważamy wszyscy za 
 sukces. Jest on tymbardziej cenny, że po długim produkowaniu "Neptuna" załoga bardzo ciężko przestawiała się 
na produkcję OT. Zefir, Alga, Atol, rezygnując z wielu ciążących przyzwyczajeń.
  
Wydziały tłoczni i galwanizerni pozostają w ścisłej wzajemnej kooperacji i zależności. Ob. Maniecki, 
kier. tłoczni dla każdego znajdzie chwilę czasu aby przystanąć porozmawiać, wysłuchać bolączek. Szczególnie 
 płeć nadobna z sympatią obserwuje barczystą sylwetkę kręcącą się między prasami i obrabiarkami w tłoczni. 
 Tutaj pracuje jeden z najstarszych pracowników zakładu ob. Dziombowski. Minęły bezpowrotnie czasy, kiedy nad 
 ustawieniem na prasach różnych skomplikowanych przyrządów trzeba było długo debatować, przymierzać itp. 
 Teraz ob. Dziombowski i inni znają na pamięć wszystkie kruczki swoich maszyn. Jest to bardzo ważne, bo po 
 długim okresie eksploatacji maszyna jak człowiek ma swoje przywary i skłonności. Gwoli sprawiedliwości to 
 jednak chyba najwyższy czas, aby urządzenia o największej liczbie złych skłonności wymienić na nowe.
  
Produkcję w świat wypuszcza Dział Zbytu. Umiejętnie kręci kranem dozującym ob. Jaźwiński, szef tego działu. 
 Czasem gdy rynek jest "zatkany" odbiornikami, trzeba dobrze się namartwić, abv znaleźć ia-kąś halę sportową 
 lub świetlice dla odstawienia nadmiaru produkcji. Potem ni - stad ni zowąd magazyny się opróżniaią i tylko 
 poszczególne ZURiTy zacierają ręce, że na ich pierwszy zew fabryka potrafi przysłać odbiorniki, 
  które klienci z powodu np. olimpiady gwałtownie rozkupują.
  
Zdajemy sobie sprawę, że niniejsze kronikarskie wspomnienia są na przestrzeni dziesięciolecia znikomym 
fragmentem faktów, jakie miały miejsce, że nie pokazują wszystkich i wszystkiego co wpłynęło na dorobek 
 zakładu. Niech nam darują Ci, których nie wymieniliśmy z nazwiska a przede wszystkim cała załoga, która 
 przecież włożyła największy wkład pracy. O nich chcemy mówić w następnym rozdziale naszego biuletynu. 
Na pewno najlepszą formą wspomnień są nasze codzienne osobiste spotkania, gdzie na bieżąco odwołując się do 
 historii zakładu, omawiamy nasze sprawy. Wybaczcie jeżeli nie opisaliśmy tego, co Waszym zdaniem powinno 
było się tutaj znaleźć. Oczywistym jest, że i wielostronicowa księga byłaby za mała dla wspomnień jednego 
 człowieka a cóż dopiero wszystkich.
  
A więc do następnego dziesięciolecia!
  
Kronikarz
  
 | 
  | 
 
  | 
  | 
  | 
 
 
  | 
Komentarze | 
  | 
 
 
  | 
Dodaj komentarz | 
  | 
 
 
  | 
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
 | 
  | 
 
  | 
  | 
  | 
 
 
  | 
Oceny | 
  | 
 
 
 | 
  | 
Reklama | 
  | 
 
 
  | 
Logowanie | 
  | 
 
 
  | 
Ile Razy Ściągano | 
  | 
 
 
  | 
Nowe Pliki w Download | 
  | 
 
 
 |