Download Linki Strona Główna Artykuły     Listopad 23 2024 02:47:08  
Nawigacja
Portal
  Strona Główna
  Download
  Artykuły
  Linki
  Szukaj
  Historia Unimoru
  Galeria - Unimor
  Sprzęt Unimor
  Galeria - Inne
  Sprzęt WZT i inni
  Video
  Mapa Serwisu
  Współpraca
  FAQ
  Kontakt

Użytkowników Online
Gości Online: 55
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanych Użytkowników: 1
Nieaktywowany Użytkownik: 0
Najnowszy Użytkownik: @stryker
Losowa Fotka - Unimor
Atol
Atol
Atol
Losowa Fotka - Inne
Szecherezada
Szecherezada
Szecherezada
Ostatnie Artykuły
Czym zastąpić mikrok...
Janusz Łokuć Technik...
Zdalne sterowanie od...
Tele Foto Video '92
Zdalne sterowanie OT...
Odbiorniki telewizyj...
Zanim kupisz telewiz...
Uwagi o konstrukcji ...
Telewizor kolorowy T...
Przeróbka sterownika...
Piszą o sobie i swojej pracy ...
KOPCIUCH RYSZARD
Wydział Montażowy

Pracę w naszym zakładzie rozpocząłem 2-go stycznia 1959 r., po odbyciu służby wojskowej. Fakt rozpoczęcia pracy w tej
dziedzinie nie wiązał się w zasadzie z moimi zainteresowaniami. Sprawił to raczej czysty przypadek. Wstępując po raz
pierwszy na teren zakładu nie miałem w ogóle sprecyzowanych nawet w ogólnych zarysach wiadomości o nim, Duży pusty
dziedziniec nie wywoływał obrazu - twórcy odbiorników telewizyjnych. Napis na rozhuśtanej bramie opiewał wyraźnie
"Zakłady Radiowe T-18". Byłem święcie przekonany, że produkuje się tu odbiorniki radiowe. Dział Kadr skierował mnie
na produkcję podzespołów (dawny wydział PMP). Nie mając pojęcia w ogóle o elektronice rozpocząłem pracę w rozdzielni.

Naprawdę nie rozróżniałem oporu od kondensatora. Przy obecnym stanie wiadomości o odbiorniku TV nie wstydzę się do
tego przyznać. Zacząłem więc od podstaw. Angaż opiewał na II grupę zaszeregowania. Kierownikiem wydziału PMP był obecny
Szef Produkcji inż. Gajda. Liczyłem detale, nosiłem gotowe podzespoły do rozdzielni i zarabiałem ok. 800 zł. W duchu
zazdrościłem tym w białych fartuchach z produkcji. Poprosiłem kierownika o umożliwienie przejścia do produkcji.
Obiecał, słowa dotrzymał i od tej pory do chwili obecnej darzę Go zaufaniem bardzo dużym, mimo wielu sprzecznych o
nim opinii. Ale jeszcze się taki nie narodził, co by ludziom dogodził. Na dzień 1-go Maja w nagrodę za dobrą pracę
otrzymałem przeszeregowanie do IV grupy. Od 1-go czerwca rozpocząłem pracę przy strojeniu zespołu p. cz. B-8.
Pracowali tu już starzy pracownicy - "wygi" mający za sobą conajmniej rok pracy.

Byłem zupełnie zielony, bałem się prądu, odpowiedzialności za powierzony drogi sprzęt. Z biegiem upływających miesięcy
przyszła wprawa, doświadczenie.
Z kolei stroję zespół p. cz. N-8. W roku 1960 piszę podanie o przyjęcie mnie w szeregi partii. I tu właściwie zaczyna
się moja praca społeczna w zakładzie. W połowie roku 1961 zwracam się do kierownika z prośbą o umożliwienie mi
przejścia na strojenie główne odb. "Neptun". Pod koniec roku 61 rozpoczynam pracę w brygadzie ob. Gołąbka
(pracuję z nim do chwili obecnej). Zdałem w międzyczasie egzamin na V-tą grupę. Nie pamiętam w tej chwili dokładnie
roku wybudowania pierwszej nowej hali. Ale pamiętam wzruszenie kiedy po jej ukończeniu wstąpiłem w jasne ściany z
zieloną podłogą. Taśma "Neptuna" cudacznie rozpięta była po całej hali. Nie wiem czemu, ale konstrukcja taśmy, wózków
i jej rozmieszczenia przypominała mi zawsze mały czołg czy rakietę w wesołym miasteczku, który trzeba było wepchnąć do
samej góry. Żal było patrzeć na tyle wolnego miejsca. Prawie na środku dziedzińca fabrycznego stała pod lipą budka z
kiełbasą, bułkami i piwem. Gdzie te czasy, gdy podczas przerwy widziało się amatorów małego jasnego. Powstała druga
piękna hala. Wiedziałem już wówczas z całą pewnością, że z zakładem nie rozstanę się nigdy. Ogromnie przyjemnie jest
przeświadczenie o przydatności w gronie współpracujących ludzi. W roku 1961 wstępuję w związek małżeński z ówczesną
koleżanką pracującą w KT. Mamy teraz 4,5-letnią Kasię. W roku 1963 otrzymuję w zakładzie pożyczkę bezzwrotną w
wysokości 15.000 zł na wkład do spółdzielni mieszkaniowej. W międzyczasie w swojej brygadzie zostałem Mężem Zaufania a
w kilka miesięcy później II-gim brygadzistą. W roku 1965 na zakończenie produkcji OT "Neptun" otrzymałem dyplom za
dobrą pracę. Zapomniałem wspomnieć, że zostałem jeszcze podczas produkcji "Neptuna" członkiem Rady Oddziałowej Nr 4 a
później jej przewodniczącym.

Funkcję tę pełniłem do stycznia roku 1957. W roku 1966 zostałem wybrany do Egzekutywy Kom. Zakładowego PZPR. Droga
pracy społecznej w warunkach pełnego zaangażowania pracą zawodową jest bardzo trudn. Odbiło się to wyraźnie na moim
zdrowiu. Jestem w tej chwili poważnie chory na żołądek.
Z perspektywy czasu przyjemnie jest spojrzeć wstecz na rozwój zakładu, z którym związałem się bez reszty. To daje pełną
satysfakcję dobrze wykonanej pracy.

BOGDAN ADLER
Produkcja

Telefon bez przerwy dzwoni w Komitecie Zakładowym. Przychodzą indywidualni rozmówcy, a nie brakło także zbiorczych
delegacji. Wszyscy poruszali ten sam problem - praca w godzinach nadliczbowych. Moi rozmówcy twierdzili, że zimą
trudne warunki dojazdu i choroby, że nie mają życia prywatnego itd. Niektórzy twierdzili, że ludzie pracę przerwą.
Nie było rady, zwołałem aktyw partyjny i przedstawiłem konflikt. Z jednej strony koniec roku i dążenie zakładu do
wykonania planu, z drugiej strony zmęczona załoga i nadchodzące święta. Dyskusja trwała długo i nic konkretnego nie
przyniosła. Towarzysze mieli zdania podzielone. Jedni twierdzili, że istnieje realna szansa wykonania planu i teraz
gdy już jesteśmy na finiszu nie godzi się wycofywać, inni mówili, że lada moment zaopatrzenie może plan położyć
- wystarczy że któryś samochód utknie w zaspach śnieżnych i plan diabli wezmą. Jedno było pewne, że z załogą trzeba
bezpośrednio porozmawiać. Wysłuchać wszystkich za i przeciw i na miejscu postawić sugestie dalszego postępowania.
Tylko jakie sugestie postawić? Na to pytanie nikt nie potrafił odpowiedzieć .

Niemniej postanowiono, że za dwa dni odbędzie się spotkanie z załogą, w którym weźmie udział całe kierownictwo i
aktyw. Te dwa dni przed spotkaniem upłynęły na intensywnych konsultacjach w rozmyślaniach. Ryzyko duże, plan
rzeczywiście wisi na włosku - jak wyjdzie dobrze, a jak nie wyjdzie Czy wolno nam tak mocno angażować załogę w
niepewną, choć na pewno bardzo ważną sprawę. Jak będzie wyglądał fundusz zakładowy? Czy będzie front robót zaraz po
nowym roku? Do ostatniej chwili nie wiadomo z czym wyjść do załogi.

Jadąc o godz. 14.00 autobusem do Wrzeszcza nie miałem już żadnych nadziei że coś wymyślę, gdy nagle docierają do mnie
strzępy rozmowy. Słyszę, że pan G. jest bardzo uparty i nie chce słyszeć o nie wykonaniu planu, a brygadzista to
traktuje ludzi jak rzeczy martwe... Przysunąłem się bliżej pań, które tą rozmowę prowadziły. Młoda blondyna w dobrze
skrojonym futrze mówiła, że na pracę nie można narzekać. Najgorzej jednak gdy jest dużo chorych, wówczas mistrz
rozdziela stanowiska i wiedząc, że jest dobrym pracownikiem daje jej tyle dodatkowej roboty, że często musi gonić wózek
po taśmie. Starsza jej rozmówczyni konkludowała: ,,no tak, pani jest młoda, ja osiem lat temu zaczęłam pracę w
zakładzie, to chociaż byłam bez zawodu, szybko nabrałam wprawy i nieraz po dwa stanowiska obsługiwałam. Na to młoda
wtrąciła: jeden robi na dwóch stanowiskach, a drugi ledwo swoje obsłuży a jak przyjdzie do wypłaty to tak wychodzi
jakby wszyscy jednakowo robili. Niech pani nie narzeka, już trzeci miesiąc zarabiamy blisko cztery tysiące, a pani
jeszcze narzeka. Ciężko bo ciężko, ale gdzie ja dzisiaj zarobiłabym tyle co u nas, a poza tym ciepoł i czysto...
zresztą pani tak narzeka a co innego myśli. Wysiadłem z autobusu mając gotową koncepcję do rozmowy na zebraniu w dniu
następnym. Wkrótce po nowym roku zwiedzali zakład towarzysze z budownictwa. Przeszli w milczeniu przez taśmę a na
pożegnanie jeden zapytał: a plan roczny zrobiliście? kiedy odpowiedziałem że tak, pokiwał głową i odrzekł: nam zima
zabruździła. A swoją drogą muszę wam powiedzieć, że gdybym kiedykolwiek mógł pracować tak jak u Was, to do końca
życia butów gumowych i fufajki nie wziąłbym do ręki.

KRUPA JERZY
Wydział Montażowy

Spotkanie moje z zakładem nastąpiło w dniu 2 czerwca 1958 r. Jako młody inżynier po przeszło rocznej pracy asystenta
na Wydziale Łączności Politechniki Gdańskiej rozpocząłem pracę w przemyśle. Od pierwszego dnia miałem do czynienia z
ludźmi i materiałem. Na oddziale PMP robiliśmy przełączniki kanałów, zespoły pośredniej częstotliwości i zespoły
transformatora linii - wszystko z małych i drobnych elementów, nie tak jak dzisiaj, kiedy dostaje się już gotowe w
postaci półfabrykatów. Pracownicy jak i kadra byliśmy na dorobku. Każdy z nas starał się, aby jak najlepiej i jak
najwięcej robić dobrych zespołów. Były to trudne chwile, ale każdy pocieszał się, że zakład w budowie, co roku będzie
lepiej. I tak też było. Dla mnie była to dobra szkoła życia, a równocześnie dowód, że ideały istnieją tylko w
książkach. Pierwszy odbiornik "Belweder" wykonany po sąsiedzku na oddziale montażu głównego był dumą wszystkich i tych
w tłoczni i podzespołów no i oczywiście montażu gł. Wkrótce zostałem kierownikiem oddziału. Po oddaniu budynku Nr 4
rozpoczęła się organizacja drugiego oddziału montażu głównego - PMG II. Do tego czasu robiliśmy tylko podzespoły, a
teraz mieliśmy robić odbiorniki.

Był to mój egzamin, starałem się wraz z całą załogą wykonywać jak najlepsze odbiorniki a równocześnie konkurować w
ilości z PMG I. Kierując oddziałem a następnie od 1962 roku wydziałem, osiągnąłem największe sukcesy. Brygady
wygrywały większość współzawodnictw produkcyjnych. Poza Belwederem robiliśmy wszystkie odbiorniki produkowane w
zakładzie. Wyszło na jaw, że dłuższy okres robienia jednego typu odbiornika powoduje wtórny analfabetyzm.
Trudno było przełamać różne naleciałości nabyte na "Neptunie". Z doświadczenia swego wiem, że najlepiej się
współpracuje gdy jest zgrany kolektyw, gdy nie tłumi się inicjatywy a raczej popiera.

Równocześnie rozwijał się sport w zakładzie, a z nim moje i kolegów sukcesy, które absorbują mnie też na codzień.
Bywają nieraz chwile, kiedy chciało by się wszystko rzucić i przejść do innego działu, ale po chwili dochodzę do
wniosku, że gdybym jeszcze raz rozpoczynał pracę, to znów w produkcji, bo pomimo trudności w stosunkach między ludźmi
czy to z braku materiału czy też niedopracowań konstruk-cyjno-technologicznych, widać efekt końcowy przy ilości
dobrych odbiorników schodzących do Magazynu Zbytu. Trudno jest wymienić czy wszystkie moje osiągnięcia w zupełności
dały mi satysfakcję w pracy zawodowej i społecznej, którą wykonuję na pewno nie zupełnie, ale przynajmniej w części a
to już dużo. Jedno mogę stwierdzić, że najlepsza szkoła życia w zakładzie - to produkcja.

MARIAN GRĄDZKI
Dział Gł. Mechanika

Pracę swoją w naszym dziale rozpocząłem w okresie gdy zakład dopiero powstawał. Był to sierpień 1957 r. Dział nasz
podobnie jak i cały zakład dopiero się organizował. Tak dobrze dziś rozbudowany dział, liczył wtedy trzech ludzi.
Nie posiadaliśmy w tym okresie żadnych maszyn ani urządzeń do ich transportu. Przybycie pierwszej maszyny (była nią
tokarka ,,TUC") przeżyliśmy jako wielkie wydarzenie, albowiem był to pierwszy namacalny dowód istnienia działu, a
zarazem i całego zakładu. Był to sierpień 1957 r. Miarą naszego zapału a zarazem trudności niech będzie fakt, że
pierwszą maszynę zdejmowaliśmy z samochodu na dwóch pożyczonych od Marynarki Wojennej belkach. Dawne koszary a obecnie
budynki fabryczne nie były wtedy przygotowane na przyjęcie maszyn tak, że aż do czasu wzmocnienia stropów montowaliśmy
i uruchamialiśmy maszyny w piwnicy budynku nr 1. W miarę upływu czasu zwiększała się ilość maszyn, urządzeń,
zwiększała się też ilość ludzi, ale wzrosło również nasilenie i zakres prac przez nas wykonywanych.

Wypuszczenie w roku 1958 pierwszej technologicznej serii odbiorników telewizyjnych napełniało nas radosną dumą i
zadowoleniem, albowiem był to sukces zakładu ale też i w dużej mierze sukces i ukoronowanie prac naszego działu.
Drugim moim największym przeżyciem tamtego okresu była w roku 1959 akademia z okazji 22 Lipca, na której na wniosek
dyrekcji i rady zakładowej Rada Państwa w dowód uznania za trud i pracą włożoną w powstanie i rozbudowę zakładu
odznaczyła mnie Brązowym Krzyżem Zasługi.

Najtrudniejszy prawie pionierski okres prac naszego działu mieliśmy za sobą. Zmieniły się wtedy metody pracy, przybyło
urządzeń tak koniecznych do rozładunku maszyn, ale ilość prac naszego działu zwiększyła się równomiernie. Zakład
rozbudowywał się i modernizował. W roku 1960 ukończono budowę tak potrzebnego budynku nr 6. Przeprowadziliśmy wtedy
maszyny tłoczni znajdujące się do tej pory w baraku, narzędziownię i częściowo produkcję do nowego budynku. Wszystko
to prawie bez przerw w produkcji, tak że maszyny ledwie dostarczone były zaraz instalowane i gotowe do pracy. Trzeba
tu podkreślić duch koleżeńskości, zrozumienia i duże zgranie jakie łączyło ludzi z kierownictwem naszego działu,
co nie pozostawało bez wpływu na małą awaryjność i ciągłość produkcji całego zakładu. W swoim zawodzie pracuję już
38 lat z czego ostatnie 10 lat w naszym zakładzie. Były to może nieraz i ciężkie ale dobre lata i cieszę się,
że mogłem je przeżyć pracując w tak zgranym kolektywie.

JAN KRÓL

Rok czasu upłynęło od chwili wyjazdu na kurs telewizyjny zorganizowany dla oficerów rezerwy przy WZT T-16 w Warszawie.
W GZR trwa jeszcze gorączkowa praca z remontami i adaptacją budynków do potrzeb produkcji. Przyjechałem na kilka dni
do Gdańska i zajrzałem do GZR T-18. Szef Produkcji mgr inż. Łacwik zobaczywszy mnie uradowany powiedział: "kol. Król
dobrze się złożyło, że wpadliście do nas. Właśnie przygotowaliśmy wniosek o przeniesienie Was do Gdańska z dniem
15. 01. 58 r., przy okazji zabierzecie go do T-16". Bardzo się ucieszyłem, że nareszcie będę mieszkał z rodziną i
pracował w Gdańsku. 17. 01. 58 r. otrzymałem w T-18 angaż na brygadzistę montażu zespołu B-3 (przełącznik kanałów).
Inż. Gajda kier. działu zaprowadził mnie do zorganizowanej częściowo grupy ludzi i przedstawił jako brygadzistę.
Popatrzyłem na zalążek tej brygady 5 kobiet, Barańska Eleonora, Kawczyńska, Rudzińska, Rutkowska i Lelonek, a w
drugim pomieszczeniu dwóch mężczyzn Cz. Markiewicz i J. Klewido obydwaj w czapkach na głowie twierdząc, że im włosy
na oczy opadają i nie mogą bez czapek pracować. Na drugi dzień koledzy mogli pracować bez czapek, bo włosy im nie
przeszkadzały - zrobili tak jak im poradziłem. Po krótkim poznaniu stwierdziłem, że przyszli pracownicy brygady
widzieli już wiele detali w magazynie u ob. Mackiewicza z tym tylko, że nazywali je po swojemu "wichajster" albo
"cudeńko". Jedynym akcentem trafnie określonym to była lampa. Co kilka dni pojawiały się nowe pracownice i już
pokaźniejsza jak Kazimiera Barańska, H. Kaczmarek, Kijanka chociaż trafiała się i mniejsza np. H. Łagowska (inne już
dzisiaj nie pracują u nas). Wszystkie następne pracownice nie tylko że nie znały, ale nawet nie widziały jeszcze
żadnych detali.

Po kilku dniach był już cały komplet brygady 16 osób i ten skład miał rozpocząć pierwszą produkcję. Trudno dziś mówić
ile pracy kosztowało rozpoczęcie tej produkcji. Ci pierwsi pracownicy musieli nauczyć się wszystkich czynności
związanych z wyprodukowaniem zespołu i to w sposób bardzo prymitywny. Do pierwszych 300 sztuk zespołów cięto przewody
i odizolowywano je nożyczkami. Montowano podstawki lampowe - łączówki, lutowano przegrody w zespole i trymery,
montowano bębny itp. Produkcja ruszyła. Pierwszego dnia wykonano 13 sztuk zespołów, jednak wszyscy pracownicy
nalegali, żeby do raportu ująć 12 a jeden zespół pozostawić na dzień następny, 13-tką nie możemy
zaczynać - oświadczali. Zgodnie z wolą ogółu ujęto w raporcie 12 szt. Na Święto Kobiet 8 Marca już mieliśmy dorobek
178 szt. zespołów. W dniu tym były pierwsze przegrupowania kobiet z grupy II do III.

Z pierwszej uniwersalnej brygady w miarę opanowywania produkcji zaczęto tworzyć brygady specjalistyczne. Brygada
mechaniczna z kol. Cz. Markiewiczem na czele, bryg. przygot. przewodów z kol. Kaliną a mnie pozostała bryg. montażu
elektrycznego i koordynacja prac nowo powstających zespołów. Praca z każdym dniem stawała się łatwiejsza i
przynosiła zadowolenie pracownikom. Kontrola techniczna inż. A. Cołojew i inż. J. Baar nie mieli kłopotu z nami.
Opanowanie produkcji zespołu B-3 pozwoliło na organizację następnej brygady strojenia B-3. Do dzisiaj z brygady tej
pozostali w zakładzie: Wawrzyńska, Gronet Judyta, Sienkiewicz, Filipowicz. Zakład miał w planie produkcję tego
zespołu dla WZT, i potrzeb własnych. Z tych względów przystąpiono do organizacji następnych brygad. Do zakładu
przyjmowano następnych ludzi. Po odpowiednim przeszkoleniu przeze mnie następnej brygady przekazałem ją wytypowanej
kol. K. Barańskiej, a pierwszą powierzono kol. Lulkowskiemu.

Mnie w dalszym ciągu przypadło w udziale przygotowanie ludzi do montażu pierwszego odbiornika "Belweder". Przyjmowano
więc następnych pracowników, których należało przyuczyć do zawodu. Praca była trudna w początkach. Jednak po kilku
tygodniach dawała pełne moralne zadowolenie, kiedy pracownicy siedząc przy taśmie wykonywali samodzielnie przydzielone
operacje. Rozruch takiej taśmy trwał kilka dni i z każdym dniem przybierał szybsze tempo. Na przykład B-3 od 12 sztuk
pierwszego dnia do 230 sztuk w końcowej fazie produkcji. Odbiorniki telewizyjne od 7 sztuk dziennie do 80 sztuk
dziennie po 2 latach produkcji. Dzisiaj tempo to zwiększyło się prawie czterokrotnie. Jest to sprawa wpracowania się
i przyzwyczajenia do rytmu produkcji. Jak na wstępie wspomniałem do pracy w zakładzie przyszedłem jako oficer
rezerwy po 12-tu latach służby w wojsku. Był to niebywały przełom w mym życiu. Ze środowiska wybitnie męskiego w
wojsku do środowiska cywilnego i to składającego się z 80% kobiet. Nie wiedziałem jakich dróg szukać, aby w tym
środowisku wypracować jakąś formbę posłuchu i dyscypliny wymaganej w produkcji. Kobiety na każde niepowodzenie w
pracy reagowały płaczem i tym stawiały mnie często w kłopotliwej sytuacji. Szybko jednak poznałem psychikę płci
pięknej bo wiedząc, że kobieta z płaczącej po kilku chwilach zmienia się w śmiejącą i na odwrót, przekonałem się że
wystarczy kobietę wysłuchać i przyznać jej rację a to już wystarczy. Po takiej rozmówce kobieta zaczęła wykonywać tę
samą - powierzoną jej pracę tylko z lepszym zapałem - bo jednak "ona" miała rację. Na ogół praca z kobietami nie była
zła.

W produkcji kobiety są bardziej dokładne i raz przyuczone do jakiejś operacji trudno się przestawiają. Ta sprawa już
dzisiaj nie stanowi problemu. Na tym odcinku starsze pracownice zakładu zrobiły już duży postęp. W wielu wypadkach
kierują samodzielnie zespołami ludzi na stanowiskach brygadzistek czy też mistrzów jak K. Barańska i T. Łuczak.
Dzisiaj to już tylko wspomnienia tamtych dni, kiedy patrzy się na tych pracowników, którzy jeszcze w tej chwili
pracują w zakładzie, to widzi się rutynowanych fachowców. Często przy spotkaniach wspominamy sobie ile to było płaczu
jak się coś nie "chciało przylutować" albo trudno było sobie przyswoić wiele nazw jak: transformator, kondensator,
potencjometr, wat czy też prawo Ohma. Jednak z biegiem czasu wszystko przychodzi samo. W tamtym czasie powstawało
wiele nazw detali do telewizorów wymyślonych - łatwiejszych do zapamiętania jak: rower, samolot, kartofel, i wszyscy
wiedzieli o co chodzi. Dzisiaj te nazwy przeszły do historii. Przypominam sobie jeden fragment przyjęcia pewnej
pracownicy do pracy. Zgłasza się do mnie i przedstawia się Kapusta, a ja Król - mówię - z oburzeniem przyjmuje
to za niesmaczny żart i dopiero koleżanki jej wyjaśniły, że to nie był żart, ale zbieg okoliczności.

ZAWISZA BOGDAN
Dział Narzędziowni

W Gdańskich Zakładach Radiowych T-18 pracuję od 1957 r. Przyznam się, że pragnąłem w tym zakładzie pracować już
wcześniej. Na największe trudności napotkałem w Biurze Pośrednictwa. Poprzednio pracowałem w "Elmorze". Kierownik
B. P. P. odmówił mi skierowania do T-18. Oświadczył kategorycznie, że nie da mi skierowania - dlatego, że to
handlarze - dobierają sobie kadry. Miałem kłopot, bo zostałem zupełnie na lodzie. Zwróciłem się więc do dyrekcji
tutejszych zakładów. Natychmiast pojechał ze mną do Urzędu Zatrudnienia były dyr. techniczny inż. R. Kujalnik,
który załatwił mi sprawę za co byłem niezmiernie wdzięczny. Dnia następnego rozpocząłem pracę. Praca była nie
łatwa - dlatego, że nie mieliśmy potrzebnych narzędzi - robiło się po prostu na "kolanie", drobne narzędzia
przynosiliśmy z domu jakie kto miał. Pamiętam, że chodziłem do "Prozametu" wykonywać pewne prace jak: stożki do
falowodów i wiele innych robót. Detale do falowodów, aby je posrebrzyć zabierałem z zakładu i woziłem do kolegi do
domu celem srebrzenia ażeby wykonać plan i pomóc potrzebom zakładu. Był czas, że nie mieliśmy się gdzie umyć, myliśmy
ręce w kałuży na podwórku. Pierwszą taśmę strojenia wykonywaliśmy z kolegą Popkiem pracując 36 godzin bez
przerwy - pomagał nam kier. działu TN inż. Matuszkiewicz dzieląc się z nami jednym papierosem. Były to trudne dni
naszej pracy, ale przyjemnie gdyż żyliśmy nadzieją lepszego jutra i z każdym dniem widzieliśmy postęp w rozbudowie
zakładu.

Był czas, że zostałem zciągnięty z urlopu i powierzono mi b. trudny odcinek pracy - budowę pierwszych anten. Miałem
wiele trudności z lokalizacją a jeszcze więcej z powierzonymi mi ludźmi, bo praca była ciężka i brudna, a termin
wykonania był krótki. Najwięcej pomógł mi kol. Majewski Jan, gdyż pracował ze mną ofiarnie.

Z powierzonego zadania wywiązałem się na piątkę. Dyrekcja złożyła mi podziękowanie. Anten tych wykonaliśmy dwie serie
raz 10 kompletów, drugi raz 20 kompletów, zawsze przed terminem. Za wymienione zadania zostałem przeszeregowany na
ryczałt 15 zł/godz., który to otrzymuję do chwili obecnej. Największą moją radością było, gdy w roku 1960 wróciłem
z urlopu do nowej pięknej hali, gdzie pracuję obecnie w innych warunkach, pod każdym względem. Prace wykonuję różne,
często byłem stawiany na trudnych odcinkach pracy jak produkcja wozów antenowych. Wykonywałem: podwozia, maszty
antenowe, a najtrudniejsze karety wyciągowe (windy) i wiele innych prac, których w kilku zdaniach trudno wymienić.

W czasie mej 10-cio letniej pracy pięć razy zmieniali się kierownicy działu, było różnie jeżeli chodzi o mnie, zawsze
praca układała się względnie - mogę się tym szczycić, że przez okres 10-ciu lat nie otrzymałem nawet nagany ustnej,
natomiast często otrzymywałem nagrody i pochwały. Pracowałem zawsze społecznie po linii związkowej w Radzie
Zakładowej, Oddziałowej przez 2 kadencje. W Komisji Rozjemczej pracuję od jej założenia do chwili obecnej, a także
w Radzie Robotniczej 3 kadencje - (jestem obecnie w Prezydium Rady). Zawsze żyję zagadnieniami zakładu. Zapłatą dla
mnie jest dobre słowo. Byłem wzruszony wypowiedzią mojego kierownika inż. Kominka na zebraniu, gdzie wypowiedział
się, że uznaje mnie za najbardziej wartościowego pracownika na dziale. Chciałbym nadal pracować w tym zakładzie a
nawet pragnę, ażeby w przyszłości pracował u nas mój syn, który uczęszcza do Technikum Łączności na dział
Radio-telewizyjny i w tym roku odbędzie praktykę w naszym zakładzie, bo widzę poważną rozbudowę tego zakładu.

JAN MAJEWSKI
Dział Narzędziowni

Rozpocząłem pracę w tut. zakładzie dnia 1. 06. 57 r. przy ul. Okopowej w budynku Banku w niewielkich 4 pokojach na
3 piętrze. W trakcie rozmowy z b. dyr. Olszewskim o zadaniach i obowiązkach jakie będą do mnie na początek należały
dowiedziałem się, że moim zadaniem będzie zorganizowanie warsztaciku ślusarskiego, w którym można by wykonywać
potrzebne zabezpieczenia naszego zakładu w narzędzia. Dyrektor patrząc na mnie odgadł moje myśli i śmiejąc się
powiedział: ,,widzę po Was kolego, że martwicie się gdzie macie ten warsztat postawić. Jutro albo pojutrze przejdziemy
i zapoznam Was z terenem o który czynimy starania, oraz z szefem Marynarki Woj. na terenie koszar, żeby wydali
przepustkę i nie stawiali przeszkód w poruszaniu się po terenie starej fortecy". Domyśliłem się wtedy, że nie tylko
pomieszczenia w banku to zakład T-18. Pierwszym moim zadaniem w Zakładzie jakie otrzymałem było sporządzenie wykazu
potrzebnych narzędzi. Otrzymałem bloczek czekowy z kontem zakładu i kupowałem potrzebne mi narzędzia, które
przechowywałem w najmniejszym z zajmowanych pomieszczeń. Trzeciego lub czwartego dnia pracy doczekałem się utęsknionej
wycieczki do byłych koszar Mar. Woj. w towarzystwie dyrektora i tow. Mula. W tym dniu wojsko przekazywało nam trzy
pierwsze sale wojskowe w bud. nr 1. Następne dni pełne gorączkowej pracy mijały bardzo szybko.
Wojsko opuszczało i przekazywało nam codziennie po kilka pomieszczeń tak, że jeszcze w czerwcu 57 roku
przetransportowaliśmy cały posiadany wówczas sprzęt i narzędzia na teren byłych koszar.

Był to okres bardzo ciężkiej pracy. Nosili i dźwigali wszyscy bez wyjątku. Załoga zwiększała się każdego dnia.
Codziennie przywożono nowe maszyny, narzędzia, różnego rodzaju aparaturą i urządzenia. Jednym z pierwszych w
zakładzie to działy TM i TN. Dział TN, którego zostałem pracownikiem, stopniowo otrzymywał swoje wyposażenie i
potrzebne urządzenia. Dział TN posiadał w m-cu wrześniu już kilka obrabiarek, które ustawiliśmy w piwnicy
(pod obecną stolarnią) i któregoś dnia, przykre rozczarowanie. W nocy padał potężny deszcze, rano zastaliśmy nasze
maszyny około pół metra głęboko w wodzie, wynoszenie wody, suszenie pomieszczenia, instalacji i wyłączników
elektrycznych zajęło nam prawie dwa dni czasu. Zbudowaliśmy wówczas duży okop i wysoki próg. Złośliwa aura nie była
w stanie nam więcej przeszkodzić. Odczuwaliśmy w tym czasie poważny brak odpowiednich narzędzi, bez których trudno
było pracować.

Tak się wówczas utarło, że prawie każdy z około 15-tu pracowników (bo tylu wówczas było) posiadał większość własnych
narzędzi przyniesionych z domu bądź też od znajomych. Niektóre takie narzędzia przetrwały w moich szufladach do dnia
dzisiejszego. Prawdziwą przyjemnością była dla wszystkich pracowników działu w 60 r. przeprowadzka z bud. nr 1 do
nowo wybudowanego bud. nr 6. Pierwsze piętro to dział TN, każdy z nas otrzymał wygodny warsztat pracy, czyste dobrze
oświetlone światłem dziennym stanowisko pracy. Przyznam się szczerze, że byłem z tego wielce dumny. Wśród
zwiedzających nasz zakład słyszało się często powiedzenie, że za wyjątkiem szatni mamy luksusowe warunki pracy.
Są wśród naszych pracowników i tacy, którzy dlatego zmienili swój zakład pracy, że w naszym zakładzie są
przyjemniejsze warunki pracy. Mimo dobrych warunków pracy były to jeszcze ciężkie i trudne miesiące.

Duże i mocno napięte terminami plany wykonania oprzyrządowania OT Neptuna. Budowaliśmy również większe ilości
konstrukcji stalowych do anten przekaźnikowych "Korab" w prymitywnych warunkach baraku (obecnej galwanizerni).
Następnie doczekaliśmy się rozruchu produkcji własnego odbiornika OT Neptun. Pomimo trudności na jakie wszyscy w tym
czasie napotykaliśmy, byłem dumny z osiągnięć naszego zakładu. Moim dodatkowym zajęciem w naszym zakładzie niemal
że od początku to praca społeczna w większości po linii związkowej jak: w grupach związkowych, Radzie Oddz.,
Plenum i Prez. R. Z., Komisja Kwalifikacyjna i inne prace społeczne, za które zostałem odznaczony Uchwałą Prezydium
Zarządu Gł. Zw. Zaw. Metalowców w 1962 r. srebrną Odznakę Związku. W 1961 r. Kierownictwo działu TN awansowało mnie i
powierzyło mi stanowisko brygadzisty, którego obowiązku pełnię do chwili obecnej. Największym i najmilszym
wspomnieniem było dla mnie i mojej rodziny otrzymanie mieszkania w budynku zakładowym, za które jestem naszemu
zakładowi bardzo wdzięczny i tym bardziej do niego przywiązany.

EDWARD MARCINKOWSKI
Produkcja

Kiedy otrzymałem propozycję podzielenia się swoimi wrażeniami z lat ubiegłych w naszym zakładzie, to przyznam się
szczerze, że nie wiedziałem na jaki temat mam się zdecydować. Poruszać sprawy problemowe nie miałem odwagi, bo na
pewno zrobią to starsi koledzy i dużo trafniej. Wobec tego zostaje mi splot osobistych przeżyć, które na przestrzeni
jubileuszowego okresu nieustannie i ku mojemu dobru krzyżują się ze sprawami zakładu.

Z mego punktu widzenia, dynamiczny rozwój naszego Zakładu, w pewnym sensie ma prawo traktować, jako bazę zdobywania
własnych umiejętności i doświadczeń zawodowych. Nie chciałbym w tym miejscu zostać źle zrozumianym, że umniejszam
znaczenia "cenzusu" wyższej uczelni jaki zdobyłem na Politechnice Gdańskiej. Dlatego muszę zwrócić uwagę, jak bardzo
nietypowo i stosunkowo wcześnie zaczęły splatać się moje kłopoty ze sprawami zakładu. Pierwszą pracę zawodową
zacząłem od 1959 roku i to właśnie w Gdańskich Zakładach Radiowych T-18, jako pracownik Nadajnika Telewizyjnego.

Podejmując pracę równocześnie popełniłem pewne niedomówienia w stosunku do przełożonych i zakładu. Po prostu byłem
wtedy studentem IV roku Wydziału Łączności studium dziennego, o czym długo nie informowałem pracodawcy. Zdawałem
sobie sprawę, że jest to nieformalne, ale w stosunku do własnego sumienia czułem się usprawiedliwiony, gdyż w ten
sposób z braku mieszkania zachowywałem prawo do "akademika", gdzie zamieszkiwałem wraz z żoną studentką. Za świadome
potraktowanie jednej z dwóch rzeczy: studiów lub pracą, jako wyłącznie moją prywatną sprawę, musiałem ponieść szereg
konsekwencji. Na przykład aż do momentu dyplomu nie mogłem korzystać z jakiejkolwiek "taryfy ulgowej" czy to w
zakładzie - w sensie zwolnień i urlopów szkoleniowych, czy to na uczelni - w sensie mniejszej ilości zajęć i
dopasowanych dla pracujących. W moim przypadku musiałem odwrócić kolejność zajęć i przez trzy kolejne lata pracowałem
prawie ciągle na drugą zmianę. Był to układ bardzo nietypowy, obfitujący w przeróżne sytuacje kolizyjne i nikomu
naśladownictwa nie polecam.

Dalsze etapy, jakie przechodziłem w zakładzie też nie były zupełnie typowe. Pamiętam, że nie bardzo spieszyło mi się z
przejściem na etat umysłowy i około pół roku trzymałem dyplom w kieszeni. Miałem wtedy IX grupę zaszeregowania i
świetnie mi się powodziło pod względem finansowym w stosunku do moich uczelnianych kolegów, to znaczy młodych
początkujących inżynierów. Przyszedł jednak czas, kiedy trzeba było się już zdekonspirować i zabrać się do pracy
w nowym układzie.

Pierwsze ostrogi, jeśli chodzi o przygotowanie i organizację produkcji, zdobywałem w Dziale Głównego Technologa pod
doskonałą fachową opieką kolejno u mgr inż. Grzelaka, u inż. Wynimko i inż. Jarmakow-skiego. Prawdziwy jednak
"uniwersytet produkcyjny" zaliczyłem dopiero w roku 1966, jako kierownik dużego Wydziału pod kierunkiem Szefostwa
Produkcji. W dotychczasowej pracy stosuję zasadę angażowania się do zadań nie bardzo atrakcyjnych i wdzięcznych w
danej chwili, to znaczy obarczonych na przykład krótkimi terminami lub innymi trudnościami. Sądzę, że jest to
najszybsza i najefektowniejsza w satysfakcje metoda zdobywania stażu zawodowego przez młodych fachowców.
W ten sposób wprowadzałem metodę lutowania obwodów drukowanych na fali stojącej, oraz szereg uruchomień o charakterze
"prawie awaryjnym", jak zespoły do OT "Pegaz", zespoły K-2 i K-3 do OT "Koral" dla T-16 w Warszawie, OT "Falą",
OT "Neptun" CB, oraz OT "Alga" i "Atol" z równoczesną mechanizacją taśm przy pomocy palet i transporterów.

Czuję się trochę niezręcznie, że moje powyższe uwagi przyjęły formę życiorysową. Osobiście jednak nie mogę obecnego
jubileuszu T-18 oddzielić od własnych przeżyć emocjonalnych. Ogólnie wiadomo, że przy spojrzeniu o jakiś okres
czasu wstecz, zawsze będzie kusić do miłych wspomnień. Dla mnie tym gorzej było tego się wystrzec, bo to jest mój
pierwszy zakład, pierwsza praca, pierwsze doświadczenia życiowe i zawodowe.

X - Lecie GZR T-18
Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.

Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.

Brak ocen.
Reklama

Unimor Radiocom

Elektroda.pl

Jupitel

Trioda

Radioelektronik

Serwis Elektroniki

Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło

Zapamiętaj mnie



Zapomniane hasło?
Ile Razy Ściągano
Pliki z naszej strony
były ściągane
834373 razy!
Nowe Pliki w Download
I.S. Koral OT 1722 719
I.S. Szmaragd 90... 1290
I.S. Wawel 2 1314
Schemat Neptun T... 3574
Karta gwarancyjn... 2664
Ulotka Neptun, P... 3013
Karta gwarancyjn... 2739
Karta Gwarancyjn... 2723
I.O. Neptun 427,... 3159
I.O. Pegaz 2808
Film Nefryt 2867
Ulotka - AA 1212 2995
Ulotka - RS 103 3859
Ulotka - RS 6101M 3728
Ulotka - RS 6102 4123
Ulotka - RS 6103 3821
Ulotka - RS 6105M 3769
Ulotka - UD 0199-2 3727
Ulotka - RS 6108 3799
Ulotka - RR-3909-2 3639
     
 
engine: PHP-Fusion v6.01 || kewals theme by: sonar from EP
   Download :: Linki :: Strona Główna :: Artykuły